Autor: Colleen Houck
Tytuł: "Klątwa tygrysa"
Seria: Klątwa tygrysa #1
Wydawnictwo: Otwarte
Ilość stron: 360
Klesey Hayes zatrudnia się na wakacje w wędrownym cyrku. Dziewczyna ma tam m.in. opiekować się tygrysem. Tworzy się między nimi więź. Tymczasem do cyrku przyjeżdża mężczyzna zainteresowany kupnem zwierzęcia. Proponuje dziewczynie, aby w trakcie podróży do Indii zajmowała się Dhirenem. I tak zaczyna się dla Kelsey niezapomniana przygoda... Okazuje się, że Ren to tak naprawdę zaklęty książę, a ona jest mu potrzebna do zdjęcia czaru.
Jak się zapewne zorientowaliście, jest to paranormal romance. Sama nie wiem od czego zacząć. Może od rzeczy, które mnie w tej książce nie zachwyciły. Początek jest bardzo naciągany. Przyjeżdża sobie obcy facet do cyrku, chce kupić tygrysa, aby go wypuścić do rezerwatu. Proponuje nastolatce, aby pojechała z nim na drugi koniec świata. A co ona na to? Jasne, dlaczego nie. A jej opiekunowie? Baw się dobrze kochanie i wracaj szybko.
No dobra, pojechała już z nim do tych Indii i okazuje się, że musi stawić czoła wielu przeszkodom. Dziwnym trafem wszystko udaje jej się za pierwszym razem. A to farciara.
Tak więc fabuła była trochę naciągana, ale uszła w tłumie. Podobało mi się nawiązanie do hinduskiej mitologii.
Postaci w tej książce były nijakie. Nie poczułam między nimi więzi. A momentami Kelsey mnie wręcz irytowała. Były dosyć sztucze i nie wysiliła się nad nimi Colleen.
Co do stylu... Ok, nie był zachwycający, a niektóre zdania wyglądały jak wyjęte z rozprawki przeciętnego ucznia gimnazjum, ale dało się znieść. Może i nie jest to za dobrze napisana książka, ale uważam, że nie było tak źle, jak czytałam w niektórych recenzjach.
Mimo wad "Klątwa tygrysa" jako tako mi się podobała. Na szczęście akcja nie ciągnie się jak flaki z olejem. Jest to przeciętna książka, ale nawet umiliła mi leniwe popołudnia.
5,5/10